Let’s begin. Na początek mocne wejście: „Wodymidaj” Kwiatu Pustyni. Nic nie zapowiadało tsunami. Dom, zwykły niedoczas i stała lista na YouTube. Nagle moje nadwrażlwe uszy wychwyciły parę dźwięków i... oj wait! Co to było! Trochę zeszło z odnalezieniem telefonu dlatego odnalezienie piosenki zajęło dodatkową chwilę. I wcale nie było to „wodymidaj”, tylko „dziś późno pójdę spać”. Puszczone raz, drugi, dziesiąty, many more. Zespół Kwiat Jabłoni zagościł w mojej nadwrażliwej głowie totalnie zawłaszczając sobie moją uwagę. Płyta, skład zespołu, życiorysy, wywiady. Wielkie wow! Dlaczego tak późno?! Jest parę powodów mojego totalnego zachwytu i uwielbienia. Po pierwsze: spokój, głębia i ciepło męskiego wokalu. That’s exacly what i need. Głos kompletnie rożny od Jamesa Arthura, Passengera czy Bastille. Unikalny, hipnotyzujący. Szeroka skala, lekka nonszalancja, perfekcyjna dokładność i czystość. Nie-do-wiary że należy do tak młodej osoby!! Po drugie: oczywiście głos żeński. Zaskakująco odmienny, a zważywszy na pokrewieństwo wykonawców to kontrast jest dodatkowo spotęgowany. Głos przede wszystkim dźwięczny, uroczy, czysty i mocny. Utrzymany w stylistyce folk, chociaż jego posiadaczka na płycie odmalowuje całą gamę barw i technik, co wskazuje na niebywałe możliwości, których jest ona świadoma Tak na pierwszy rzut - to harmonia tych głosów wzbudziła moje zainteresowanie, ekscytacje, zachwyt. Trzeci powód jest związany z tym, co ogólnie sprawia, że wracam do kawałków - rytm. Fortepian i mandolina w duecie „robią robotę”. In fact - zazdroszczę rodzinnego muzykowania, serio! Dalsze sprawy: melodyjność, struktura kompozycji, uzupełniające instrumentale, klimat - szacun. Poziom tak wysoki, że powalacie moje uszy na... kolana głębokie ukłony, „zrobiliście” mi mój izolowany obecnie czas. Totalnie. Co ciekawe - ja wiem, ja wiem, tekst ogólnie jest ważnym elementem, zwłaszcza TAKIEJ muzyki. Ale dla mnie zwykle jest w strefie „szumu informacyjnego” dopóki nie zaczynam profanować lubianych kawałków wokalnie... No więc teksty pomału do mnie docierają. Wyrywkami. Moja wrażliwość poetycka nie jest zbyt wrażliwa więc rozgryzam je sobie po kawałeczku. To, co odkrywam mi się podoba, choć na pierwszy rzut muzyka tak kładzie na łopatki, że trudno skupić się na treści.
Finally dlaczego „Wodymidaj”? Otóż choć całokształt pierwszej płyty Kwiatu Jabłoni jest imponujący, to bardziej podchodzą mi kompozycje Pana J. A rzeczona piosenka wraz z intro są kompletnie poza skalą jeśli chodzi o harmonię, rytm i klimat. Nawet tekst do mnie mówi. Awsome.
Utwór razem z intro zostały naszkicowane przez perfekcyjnie rozplanowaną strukturę oraz po brzegi wypełnione rytmicznym i harmonijnym wachlarzem barw. Po prostu nie mogło być lepiej - każdy dźwięk, rytm wznosi misterną konstrukcję, nie jest ich ani za dużo, ani za mało. Właściwie nie jestem w stanie podać ani jednej wady - perfekcja kompozycji i wykonania.
Generalnie totalne K.O. . Ta muzyka zupełnie mnie zachwyciła i zaskoczyła. Zupełnie nie spodziewałam się na „polskiej scenie” takiej bossskiej kompozycji. A już totalnie... znikąd? Tak, tak, znany rodzic, i know. Ale nie w tym rzecz - albo biografia jest niepełna, albo złoty strzał! Tak samo z niebytu Kwiat Jabłoni właśnie zdobył szczyt mojej listy „fav”. Totalne szalenstwo.